Mawiają, że w okresie PRL dzieci były bardziej szczęśliwe, bardziej samodzielne i bardziej odważne. Miały mniej zabawek i całe dwa kanały w telewizji, co raczej sprzyjało integracji i pomysłowym zabawom na podwórku. Pewne jest jedno – dzieciństwo w PRL był skrajnie różne od dzieciństwa współczesnych dzieci, inaczej wyglądały także ferie.
Aktywnie w polskich górach
W owych, wcale nie takich ponurych czasach, wyjazdy na zimowiska cieszyły się nieco mniejszym powodzeniem niż obecnie. Główną przeszkodę stanowiły zazwyczaj opłakane finanse rodziców. Szczęśliwcy wysyłani byli na zimowiska zorganizowane przez zakłady pracy – oczywiście w polskich górach.
Wisła, Zakopane, Karpacz oraz Szczyrk – to tam można było spędzić ferie. I choć nie było armatek śnieżnych, sprzęt narciarski był pożyczanych gdzie się da a noclegi wieloosobowe to i tak wspominamy te czasy z łezką w oku. A śnieg? Śnieg był zawsze.
W mieście też było fajnie
Dla tych, którzy pozostawali w domu lub jechali na drugi koniec kraju odwiedzić rodzinę też atrakcji nie brakowało. Telewizja nadawała specjalne pasmo w całości poświęcone dzieciom. Teleferie można było obejrzeć każdego dnia – wczesnym rankiem oraz popołudniu. Nie brakowało w nim zagranicznych bajek i seriali zakupionych specjalnie na tę okoliczność. To właśnie w ten sposób poznaliśmy „Małego delfina Um” oraz „Tajemnicze Złote Miasta”.
Ferie w mieście to także jazda na łyżwach (czasami przypinanych do butów) na zalanym wodą szkolnym boisku i zjeżdżanie na sankach z pobliskiej góry – wprost na ulicę (bo i zasady bezpieczeństwa były wtedy inne).