Siódme przykazanie mówi „nie kradnij”. Niestety, wiele osób dosłownie rozumie ten nakaz, biorąc pod uwagę jedynie kradzież materialną, na przykład pieniędzy, samochodu lub torebki, nie traktując zawłaszczenia intelektualnego jako rodzaj przestępstwa. Jak jednak traktować kradzież intelektualną, której jest pełno w sieci? Zastanawiacie się, o czym mowa? O zawłaszczaniu grafik, tytułów wpisów, powielaniu argumentów lub nawet bezczelnym kopiowaniu całych treści, przypisując sobie ich autorstwo.
Studenci wiedzą, o czym mowa
Już w pierwszym semestrze, tuż po rozpoczęciu nauki w szkole wyższej, studenci mają obowiązek przejść szkolenie poświęcone kradzieży i ochronie własności intelektualnej. Krótko mówiąc, w ciągu długiego wykładu prowadzący uświadamia, iż przywłaszczanie sobie cudzych tez badawczych, wyników badań lub cytowanie bez oznaczenia źródła, jest niczym więcej, jak tylko plagiatem. Napisana w ten sposób praca zaliczeniowa lub dyplomowa nie ma podstaw prawnych, by przyznać danej osobie konkretny tytuł zawodowy. W pewnym okresie taka intelektualna kradzież była na tyle popularna, iż uczelnie wprowadziły system antyplagiatowy. Każdą pracę analizuje się w specjalnym programie komputerowym pozwalającym stwierdzić, czy została napisana samodzielnie, czy jest też bezczelną kopią, swoistą mieszanką cytatów z innych opracowań naukowych.
A jak to jest w sieci?
W sieci jest znacznie gorzej. Każdy czuje się bezkarny, anonimowy (a to tylko pozory!) i uważa, iż przekopiowanie grafiki, cytatu lub nawet całego pomysłu na własny portal/blog/stronę to nic złego. A to błąd, ponieważ jeśli autor nie wyrazi zgody na publikację, to nie wolno tego robić. Co w przypadku, jeśli bardzo podoba się dana fotografia albo grafika? Wystarczy podać źródło internetowe, skąd została zaczerpnięta. Inaczej wygląda sprawa z darmowymi bazami grafik. Osobiście korzystam z dwóch tego typu baz: tutaj https://pixabay.com/ i tutaj http://www.freeimages.com/ , gdzie autorzy wyrazili zgodę na ich bezpłatne powielanie. Można je też kupić w banku zdjęć. A jeśli idzie o kradzież całych tekstów, na przykład recenzji lub esejów? Cóż, finał takiej sprawy może się skończyć w sądzie. Zawsze należy podawać źródło tekstu, jeśli to nie jest wpis odautorski lub napisać maila o zgodę na powielenie treści.
Ściąganie plików
Sprawa wygląda dość jasno: jeśli pobiera się dany plik na dysk wyłącznie na własny użytek i nie rozpowszechnia dalej, to nie naraża się na ryzyko odpowiedzialności karnej. Jeśli zaś udostępnia go innym osobom (jak chociażby na serwisie Youtube lub poprzez torrenty), to wówczas mowa o kradzieży, która podlega karze więzienia.