Ktoś to mi mówił ostatnio, że auta Volkswagen używane są dziś absolutnym number one w tej kategorii – to znaczy wozów z przebiegiem, w dobrym stanie, w niskich i średnich cenach, i w gronie znanych powszechnie marek. No i coś chyba w tym jest…
Miałem kilka dni temu przyjemność asystować przy zakupie „nowego” autka (dobry kumpel). Doświadczenie tym bardziej dla mnie interesujące, że i mnie to czeka w niedalekiej przyszłości. A i że i budżet mam dość ograniczony, na pewno będzie to używka. Po przejrzeniu kilkunastu modeli w bardzo różnych cenach doszliśmy z kumplem do niemal tych samych wniosków. Jeśli już brać, to używanego i zadbanego klasyka. BMW, Audi, i właśnie Volkswagen używane.
Wozy na medal
Aby zrozumieć te marki – a w szczególności najbardziej „powszechną” i ludzką z nich, czyli właśnie Volkswagena – trzeba najpierw sięgnąć do ich historii. I właśnie od „V” tu zacznę, bo to, że zarówno pokątni handlarze, jak i sam Volkswagen samochody używane sprzedają z największym zyskiem, jest faktem. To są po prostu auta na lata, nie do zdarcia, więc nic w tym dziwnego że to one zmieniają właścicieli niemalże jak rękawiczki!
Źródło: www.auto-swiat.pl
Wóz ludu
O ile zresztą znam ten język – po niemiecku Volk(s)Vagen to po prostu auto ludzi, czy też ludu, z naciskiem na powszechność jego dostępność. To swego czasu coś jak nasz dobry polski mały Fiat. Uniwersalny, dostępny, dla każdego – a nie tylko dla burmistrza i plebana, jak to dawniej bywało! Historia Volkswagena rozpoczęła się w 1931 roku. Mało znana firma Zündapp zwróciła się do samego pana Porsche z prośbą o zaprojektowanie prototypu dość taniego samochodu „dla każdego w Niemczech”. Ukryto go nawet wówczas pod nazwą Type 12. W 1933 roku Porsche miał przyjemność (?) spotkać się z wodzem Adolfem Hitlerem, który zażyczył sobie, by został on odtąd jego „nadwornym konstruktorem” (swoją drogą co za pomysł?!). To w efekcie tego edyktu w kwietniu 1934 roku Ferdinand Porsche zaprezentował rządowi całkiem nowy i nowatorski projekt legendarnego Garbusa – taniego, prostego w obsłudze, nie za wielkiego auta. To właśnie kilka miesięcy później sam fuhrer „ochrzcił” pojazdy projektowane przez Porsche „niemieckim samochodem dla ludu”. Volkswagen!
Jeden z wczesnych modeli.
Dlaczego właśnie VW?
Ktoś mógłby pomyśleć, że piszę tu o rzeczach zupełnie bez znaczenia. Co w tym fajnego, że w „VW” maczał paluchy sam Hitler? W pierwszym odruchu nie mamy dzięki temu ochoty mieć z tym autami za wiele wspólnego. Szczególnie że owocem tej dziwnej współpracy był sam kultowy garbus… Ale spokojnie, w końcu oni nie robili ich dla siebie. Oni mieli inne, większe, droższe, bardziej imponujące. Garbusek naprawdę był „dla zwykłych ludzi” (jakie by oni wówczas nie mieli poglądy). A abstrahując już od wszystkiego – samochody używane tej marki wypadają na tle innych – przynajmniej wizualnie – świetnie, czasem nie trzeba nic wymieniać, a ich możliwości są nadal imponujące.