Kobiety robią istne cuda, by wyglądać lepiej. Mężczyźni coraz częściej zresztą robią to samo. Ale jednak dla większości panów to, co dzieje się za zamkniętymi drzwiami gabinetów kosmetycznych, jest nadal wielkim i pilnie strzeżonym sekretem. Bo kobiety nie po to robią to wszystko, by potem opowiadać ze szczegółami, co poprawia ich wygląd, i ile trzeba się przy tym nacierpieć.
Zwykle bez skalpela
Często mamy dość makabryczną wizję tego, co dzieje się we współczesnym salonie urody. W głowie pojawia się obraz noża, skalpela, i skóry podciąganej z twarzy rękami chirurga – oprawcy. I choć kiedyś może i tak robiło się liftingi, dziś to już tylko straszne wspomnienie. Operacje robi się tylko wtedy, gdy trzeba naprawdę porządnie naciągnąć skórę, ale i tak wygląda ona inaczej. A zwykłe oczyszczanie twarzy czy ujędrnianie cery odbywa się już wyłącznie metodami nieinwazyjnymi. Więc kobiety wcale aż tak tam nie cierpią – cierpią co najwyżej ich portfele…
Mezoterapia – oczyszczanie i złuszczanie
Wbrew pozorom jednak wśród pań w wieku do 30 – 40 lat najczęściej wykonuje się zupełnie niestraszne maseczki, relaksujące masaże twarzy, oraz oczyszczanie cery. Jednym z nich jest zabieg o dość tajemniczy brzmiącej nazwie – mezoterapia. To właściwie nie tyle samo oczyszczanie, co „otwieranie” skóry na działanie odżywnych i innych zbawiennych substancji tak, by mogły wnikać w jej głąb, a następnie samo wprowadzanie tej substancji, Brzmi to może nieci niepokojąco, ale w praktyce najbardziej dziś popularna mezoterapia bezigłowa – całkiem podobno bezbolesna. Podczas takiego zabiegu substancje aktywne wprowadza się do skóry metodą elektroporacji – za pomocą urządzeń generujących prąd wysokiej częstotliwości, który przejściowo zmienia (zwiększa) przepuszczalność błon komórkowych – znajdujące się w nich kanały otwierają się, dzięki czemu dana substancja może dotrzeć we właściwe miejsce. Dzięki temu kobiety zmniejszają widoczność zmarszczek, likwidują nerwobóle i blizny po trądziku, rozjaśniają naskórek, a nawet walczą z łysieniem – więc uwaga panowie, może to także coś dla nas 🙂
Igły w służbie młodości
Faktycznie jednak nie zawsze było tak różowo. Dawniej istniała jedynie opcja mezoterapii bezigłowej, która może i szczególnie bolesna nie była – to akurat wiem od starszej siostry – ale do przyjemnych i relaksujących zabiegów też nie należała. Tu też chodziło o „wbicie” do głębszych warstw cery danych pomocnych substancji, ale nieco innymi metodami. Substancje aktywne wprowadzane są tutaj w głąb za pomocą bardzo cienkich igieł (no, ale jednak igieł – czyli już zapala się nam w głowie czerwona lampka). Najczęściej służy do tego specjalny pistolet do mezoterapii (można dzięki niemu precyzyjnie wybrać głębokość wstrzyknięcia i wielkość dawki). Pozostaje pytanie, czemu nie można po prostu odżywiać skóry od środka, za pomocą leków doustnych, i tu też znam już odpowiedź: wiele z pomocnych dla cery substancji aktywnych za bardzo obciążałoby nerki i wątrobę, tak jak w przypadku innych leków. Sam zabieg jest mało ciekawy i może powodować pewien dyskomfort, więc na pół godziny wcześniej stosowany często krem znieczulający.
Źródło: drajovitachirinos.com
Papier ścierny, czyli dermabrazja
Zatem są już, jak widać, bezbolesne lub prawie bezbolesne, nieoperacyjne metody poprawiania wyglądu, i panie nie muszą się już męczyć, by nieco odświeżyć buzię. Zatem może kolej i na nas? Kto wie, co będzie modne za pięć czy dziesięć lat…