Sukces rynkowy mięsnych pasztetów zawdzięczamy przepisom pochodzącym jeszcze z czasów starożytnych i udoskonalonych przez Francuzów 400 lat temu. Jednolita masa mięsa z dodatkiem warzyw, przypraw oraz jajek i mąk dla zagęszczenia konsystencji jest sprzedawana w setkach odmian. W dobie świadomych klientów supermarketów pasztety produkowane masowo z małą dbałością o jakość i naturalność mają się coraz gorzej. Z tego powodu niektórzy sięgają po ich wegetariańskie wersje. Czy mięsne pasztety mają szansę wrócić do wartościowej diety, czy może jesteśmy skazani na wegańskie produktu?
Pasztet pasztetowi nie równy
Lwia część wyrobów z masy mięsnej, którą spotykamy na supermarketowych półkach, ma niewiele wspólnego ze zdrową żywnością. Składają się na to liczne substancje polepszające smak, barwę, a także konserwanty, z grupy E200 do E299. Problem może, ale nie musi, o czym za chwilę nadmienię, stanowić MOM, czyli oddzielanie mięsa mechanicznie, dodając do niego przeróżne części ciała zwierząt, w tym te zdawałoby się niejadalne. O ile w MOM znajdują się chrząstki czy podroby, wszystko jest w porządku. Te składniki są podstawą diety wielu kultur i niewątpliwie dobrze wpływają na stan zdrowia stawów i serca. Gorzej jeżeli jest wśród nich więcej skóry, włosów i piór. Podsumowując dotychczasowe informacje, rynek zajmujący się produkcją mięsnych pasztetów, to ponad 90 procent produktów o najniższej możliwej wartości biologicznej. Oznacza to, że jego spożycie dostarczy nam głównie pustych kalorii i może wpłynąć negatywnie na stan naszych jelit, które czerpią z wartościowego pożywienia podwaliny dla układu odpornościowego.
Te 10 procent rynku, o których należy wspomnieć, wyróżnia się składem swoich produktów. Nie znajdziecie w nich konserwantów, glutaminianu sodu stosowanego w celu podniesienia właściwości smakowych i mieszanek tłuszczów zwierzęcych. Produktem spełniającym wymogi zdrowej diety jest pasztet drobiowy (http://drosed.com.pl/produkt/pasztet-podlaski-drobiowy/) zawierający średnio 35-40% mięsa w swoim składzie. Pozostałe części stanowią warzywa, kasze i oleje roślinne. Takich produktów należy szukać na sklepowych półkach, wczytując się w skład etykiety.
Nie ufaj pasztetom dla jaroszy
Bez mięsa nie znaczy zdrowsze. Owszem, jeżeli w pasztecie wegańskim znajdują się naturalne przyprawy, wysokiej jakości ciecierzyca lub inna kasza oraz jest to wolny od konserwantów i polepszaczy wyrób, warto włączyć go do swojego jadłospisu. Niestety i w tych produktach trafiają się liczne babole. Główny zarzut kierowany w stronę pasztetów dla jaroszy dotyczy wysokiej zawartości soi, dodatków genetycznie modyfikowanych, rafinowanych olejów i wszechobecnej chemii spod literki „E”. Pół biedy, jeżeli w słoiczku mamy dodatki orzeszków ziemnych i pszenicy. Od niej nie uciekniemy, chyba że zdecydujemy się na zakupy w internecie u producentów niezależnych. Najgorsze są na siłę promowane wyroby bez glutenu, które pozbywając się tego białka roślinnego, mocno ingerują w wartość biologiczną całego produktu.
Smak dzieciństwa i przysmak wakacyjnych wypadów pod namiot. Masowa produkcja źle wpłynęła na wyroby z masy mięsnej. Jednak wciąż jest promyk nadziei, który dostrzegam u krajowych wytwórców i innowacyjnych firm stawiających na jakość, tak poszukiwaną przez młodych ludzi chcących żyć zdrowo.